Zadziwiające, jak względne potrafi być poczucie czasu. Na co dzień wydaje mi się, że tydzień składa się z góra 4 dni. Gdzieś tam w czerwcu, wiedząc, że Mielno czeka na mnie końcem sierpnia, przeżyłam najdłuższe miesiące w oczekiwaniu na wyjazd. Sam pobyt - jakby palcami pstryknął i minęły błogie chwile. Teraz wydaje mi się, że to było tak dawno, choć to raptem kilkanaście dni wstecz... Garść wspomnień, uwielbiam nasz Bałtyk.
Dzianinowo - marnie. Prawie że skończyłam granatowy sweter i kompletnie mi się nie spodobał. Sprułam, kłębki odłożyłam, bo straciłam serce. Zaczęłam brązowy, ale jest w powijakach. W torebce leży też jakieś 25% cienkiej, jedwabnej chusty, którą dziubię tak przy okazji i mam zwykle przy sobie bo mało miejsca zajmuje. Morduję ją już kilka miesięcy a kiedy finał będzie to sama nie wiem, bo to produkt nie z potrzeby posiadania, a w razie potrzeby zajęcia rąk
w nieprzewidzianych okolicznościach. Wzięłam nawet ze sobą nad morze, ale wyjątkowo nie chciało mi się dziergać w trakcie pobytu, w nocnym pociągu raczej głowa i ręce opadały, więc przybyło raptem kilkanaście rządków :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz