Wszystko raptem 12 km od miasta, na "kawałku prywatnego raju" znajomych, którym szczerze, staropolskim zwyczajem, serdecznie zazdroszczę tego cudownego miejsca.
Faaaajnie było :)
Z bólem serca obcięłam mojej hoi pierwszy, rozwinięty koszyczek kwiatostanu i nawet zdjęcia zapomniałam zrobić :( Zapach jaki się roztaczał, zwłaszcza wieczorem, przerastał granice mojej wytrzymałości. Większa ilość to chyba zabija zapachem :D
A dzisiaj zapowiada się kolejny, piękny słoneczno-chłodny dzień jesienny - czekałam cały rok na takie dni, moje ulubione :) I to nic, że dzisiejszy poranek przywitał pierwszy szron :)
Hihihi ja też mieszkam w raju ;)
OdpowiedzUsuńAle będziesz miała grzybów na Święta ;)
Dla mnie zapach hoi też jest zbyt intensywny...
Dziewczęta niczego nikomu nie zazdrościłam, ale choć chwilkę w Waszym raju chciałabym być...Bardzo lubię posty z domowym, ciepłym i pozamiejskim krajobrazem. Wczoraj byłam w lesie i ogromnie naładowałam akumulatorki życiowe. Serdecznie cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak ja rozumiem taki stan duszy :)) Sama mam kawałek raju na Ranczu i wiem, jakie to odżywcze dla ciała i ducha :)) Świetne fotki :))
OdpowiedzUsuńJa tez cos o tym wiem. ale tu sie grzybow nie zbiera...szkoda.Za duzo autostrad...drog.Fotka sliczna.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńStaropolskim zwyczajem zazdroszczę grzybów ;-)
OdpowiedzUsuńPs. Czy możecie mi polecić niewolnika do grabienia liści w moim kawałku raju ;-)
Takie wypady za miasto, połączone ze zbieraniem grzybów to czysta przyjemność, a jeszcze jak u miłych znajomych, to podwójna przyjemność; tylko nie mów, że trzymałaś w ręku robótkę i w międzyczasie szukałaś grzybów, Niespożyta Dziewiarko; pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńhahaha - nie no - darowałam sobie druting :D
UsuńJesień taka piękna osłabia mój nałóg dziewiarski, toteż i pokazać tym razem nie miałam co :) Ale się poprawię ;)
a nasza hoja to jakoś słabo pachniała, albo zabiajała zapach krów i dlatego nie czułam
OdpowiedzUsuńpięknie Ci w tym relaksie, też zazdroszczę :P
Masz rację hoja intensywnie pachnie.Moja trzydziestoletnia hoja stoi w pokoju gościnnym gdzie nikt nie siedzi bo od zapachu można się nacpac.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjej,naprawdę fajnie musiało być:))Moja hoja ma zwyczaj kwitnąć (jeśli w ogóle )to podczas mojej nieobecności,chyba z zemsty że taka zaniedbana bo rodzina średnio się wywiązuje a i ja ,nawet jak jestem,to w gonitwie zapominam o jej istnieniu:))
OdpowiedzUsuńJak to człekowi dużo do szczęścia nie potrzeba, cmokusie:)
OdpowiedzUsuńO, jaaaa....ale cudne grzybki! Teraz to ja staropolskim zwyczajem Wam zazdroszczę :)))
OdpowiedzUsuńJak miło!!!! :)
OdpowiedzUsuńTeż bym zazdrościła wcale się nie dziwię
OdpowiedzUsuńmożna świetnie spędzać czas wolny
Pozdrawiam
Choć zdjęcia miniaturki i tak widać piękno miejsca, no i jeszcze niezłe łupy z lasu :)
OdpowiedzUsuńKwiatki hoji powinny same opaść,aby w tym miejscu ponownie zakwitła, nie wolno ich obcinać.
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam i życzę dużo dobrego gosiab44