Moi mili odwiedzacze :)

sobota, 28 lipca 2012

Finał rozdawajki szalowej

Zawsze bardzo mnie cieszy, że tyle osób zgłasza się po "fanta", a jak przychodzi do finału, to - nie będę w słowach przebierała - szlag trafia, że tylko jedną osobę mogę obdarować.
 Bo nie dość, że chciałabym wszystkich, to do tego mam coś na kształt poczucia winy,  że innym, często stałym gościom do których i ja chętnie zaglądam, tym razem się nie dostało :(
Tak więc najpierw do wszystkich, którym się nie dostało, ślę pozdrowienia, dobrą myśl popartą słowem i nadzieją, że może następnym razem. Bo znając siebie - na pewno coś dla Was jeszcze przygotuję :)
         A o kontakt proszę kami, która jako trzecia zapisała się 7 lipca o 20,48. Prześlij na maila dane potrzebne do wysyłki szala :)
mal.prz@gmail.com

piątek, 27 lipca 2012

Szal dla Margarithes i niespodziewany prezent

Wiem że dotarł, mogę więc wkleić te marne zdjęcia zrobione komórką
(już niedługo będę miała aparat dostępny:), mam nadzieję, że następne zdjęcia będą już w miarę przyzwoite).
Szal bardzo podobny do tego rozdawajkowego, po który można wpisywać się jeszcze do jutra.
Ten jest grafitowy, węższy, ale nieco dłuższy. Leciutki - zrobiony z motka 10dkg YarnArt cotton soft i te 600metrów jakie zawiera motek, wystarczyło na całość tym wzorkiem.
Można nosić eksponując ażur -
Fantazyjnie upinając, np. tak -
A jak przyjdą pierwsze chłody - zwinąć i omotać koło szyi w poniższy sposób, na 100% dostarczy  komfortu termicznego :)

Małgosiu - niech Ci służy :)
W najbliższych dniach będę miała nieco czasu, wreszcie nadrobię zaległości w lekturze blogów.
Dzisiaj, po  powrocie do domku, czekała mnie niespodziewana niespodzianka :)
Piękny wisior w pomarańczach od Czarnej Loli. Dziękuję koleżanko miła, bardzo mi się podoba :). A teraz znikam, muszę się rozpakować, posegregować pranko i nacieszyć się "własnymi śmieciami" :)

piątek, 20 lipca 2012

Post właściwie o niczym

Wprawdzie coś udziergałam, ale nie mogę pokazać, ani napisać co, bo ma to być niespodzianka dla kogoś, kto tu zagląda:) Więc dopóki osoba nie dostanie przesyłki - na razie nic nie mówię.
A dziergałam m. in. na krakowskim balkonie, z którego często spoglądałam w górę, bo chmurki, przeświecające je niekiedy słońce, tworzyły piękne widoki w tym tygodniu. Dobrze, że nie miałam ze sobą aparatu, bo pewnie nastąpiłoby tu wklejenie pewnie z 10 chmurzastych fotek :D
Ale jak zobaczyłam przepiękną tęczę, pożałowałam bardzo braku urządzenia, bo widok był przeuroczy. Pstryknęłam poniższe komórką marnej jakości, więc i zdjęcie marne, ale nie mogłam sobie odmówić
 To nawet nie jest 1/10 efektu, jaki miałam przed oczami i piałam z zachwytu, jak zawsze z resztą, gdy tęczę widzę :)

sobota, 14 lipca 2012

Coś, co często, coś nowego i menu na dziś :)

Na początek małe usprawiedliwienie. Dzisiaj zdjęcia będą jeszcze gorsze niż zwykle, bo robione wszystkie komórką - mam chwilowy brak aparatu.
Kolejna "moja firmowa" chusta(czyli coś, co często). Mniejsza niż zwykle, za to mięciutka wełenka z kaszmirem, w kolorze ... nietypowym - jakby niebiesko-dżinsowy, ale złamany minimalnie turkusem w szarawym odcieniu.
 Teraz czas na absolutną premierę - pierwszy raz zdarzyło mi się zrobić kolczyki. z cieniutkiej uszlachetnionej nitki lnianej. Zrobiłam szydełkiem i zawiesiłam na biglach zakupionych w sklepie z pierołkami. Prezentują się całkiem fajnie, niestety - to zdjęcie komórka postanowiła zrobić najgorzej, mimo licznych prób :/
Zostałam niemalże zrugana przez
Margarithes, że pierogi wiszą w moim menu od tygodnia, więc udokumentowałam proces bulgotania fasolki w garze, na którą nie mogę się doczekać, właśnie dochodzi :)


Na swoje usprawiedliwienie mam to, że cały tzw. roboczy tydzień jestem w Krakowie, dopiero w weekend mogę dłużej przysiąść przy komputerze i coś naskrobać.Tak będę miała jeszcze przez 2 tygodnie. Nie ma to jak wyspać się we własnym łóżku.Tam spać nie mogę, czego dowodem jest pstryknięty, też niestety tylko komórką, wschód słońca, przysłonięty przez "perły architektury" ul.Łużyckiej :/

sobota, 7 lipca 2012

Szal rozdawajkowy skończony.

Kto chciałby zgarnąć ten szal, musi cierpliwie do końca doczytać :)

    Wczoraj z wielką przyjemnością po raz pierwszy uczestniczyłam Facebookowym spotkaniu robótkowym nr 83, kończąc dziergać szal. Nie sądziłam, że to taka frajda, będę się wpraszać na kolejne:) Fajnie mieć świadomość, że ktoś tam siedzi, też coś dziubie, klikając od czasu do czasu.
Z efektu jestem zadowolona. Daje się różnorako upinać, jest leciutki jak piórko, delikatny i mimo, ze "dziurawy" - przyjemnie dogrzewa, choć zdaję sobie sprawę jak to dogrzewanie brzmi dla tych z nas, które zmagamy się  z upałami... :/
Malutki minusik, bo troszeczkę poddrapuje - osobie bardzo przeczulonej, może ten fakt przeszkadzać, ale taki urok tej niteczki, której składu nie znam, bo szpulę dostałam nieopisaną. Wydaje mi się, że to  cieniutka wełenka z jakąś domieszką.
No.
Po przedstawieniu subiektywnych "zalet dodatnich i ujemnych" łącznie ze zdjęciami, chciałam ogłosić, że jeśli komuś się podoba i ma na niego ochotę, to należy :
-zgłosić chęć na jego chęć w komentarzu poniżej do 28 lipca, godz.21,00   :)
-podlinkować poniższe zdjęcie i  umieścić informację na swoim blogu, koncie FB lub NK
Ponieważ jakieś paranoje zaistniały w związku organizacją candy i losowaniem zwycięzcy, WIEMY oczywiście, że to żaden konkurs a rozdawajka upominkowa, a zwycięzcę wybiorę wcale nie drogą losowania.
Żeby nie było, że tylko leżę i jęczę z gorąca -  narobiłam dzisiaj furę pysznych pierogów z jagodami. Ostatnie cztery leżą właśnie przede mną. Polane oczywiście śmietanką z cukrem, czyniąc tym samym dzień dietetycznie straconym,  ale co tam... Raz na jakiś czas można, a nawet trzeba, żaden jogurt czy kefir nie zastąpi tych połączeń smakowych  :)



piątek, 6 lipca 2012

Kończę szal -

- o takim wzorkiem. Zdjęcie zrobione komórką, bo nie mam akurat aparatu, ale chyba coś widać. Szal na przywołanie letnich, chłodnych wieczorów, bo serdecznie mam dość tych upałów!

Robiony ostatnimi nocami, bo w dzienne upały miałam możliwość leżeć odłogiem w tym tygodniu. Robiony też w pewnym konkretnym celu, ale o tym następnym razem.

Nie wiem jak to zrobiłam, ale coś "se nacisłam" i usunęłam z boku wszystkie chętnie odwiedzane blogi;(. Stopniowo będę uzupełniać, bo nie mam siły teraz dłubać dłużej przy tym. Wybaczcie więc i niech nikt nie pomyśli, że kogoś usunęłam celowo.

Przez najbliższe 3 tygodnie w będę miała "tygodnie krakowskie" z ograniczoną możliwością dostępu do bloga, ale w każdy weekend już od piątku wieczór będę nadrabiać.
 Pozdrowienia!

niedziela, 1 lipca 2012

Czerwony bezrękawnik - tunika

Ostatnia nitka odcięta, Duśka odziana i obfotografowana tyle co, więc od razu zamieszczam. Powiem nieskromnie, że  spodobał mi się poprzedni wrzosowy,  zrobiłam więc podobny czerwony. Tak na prawdę nie jest do końca doprowadzony, bo wymyśliłam sobie ozdobić go haftem dzianinowym i dodać nieco jakichś korali czy kamyków. Dlatego też pliska jest taka trochę jakby nieskończona, bo czeka na przyozdobienie. Jak upały miną, wybiorę się do jedynego w mieście sklepiku z takimi cudami i coś wybiorę. Póki co - prezentacja "na surowo". Robiłam trochę mocno kombinując, bo nie wiedziałam, czy starczy mi włóczki. Najpierw powstała góra, wykończyłam pachy, zrobiłam pliskę przy dekolcie, a potem nabrałam oczka pod biustem i robiłam na okrągło aż do wyczerpania włóczki(zostało 5 cm), tworząc na dole małą falę ryżem.
Rozmiar 36, kolor - ładna nasycona czerwień z odcieniem wina, którego nijak na zdjęciu uchwycić nie mogę, na dodatek przy tak kiepskim oświetleniu.
Za jakiś czas, gdy ozdobię zgodnie z planem - będzie prezentacja nr dwa :)

Szkoda, że nie mam porządnego aparatu i  umiejętności fotograficznych - pokazałabym, jak pięknie księżyc właśnie przed chwilą z chmurką się bawił, tworząc przedziwne i przepiękne widoki. Marna namiastka z mojego okna poniżej. Niestety, to nawet nie jest połowa uroku rzeczywistego.
P.S. godz. 4,14
Zasiedziałam się nieco, no i proszę  - dzień wstaje.
No to idę spać.

Smaczny post :)

Jak już stanąć przy garach, to raz a dobrze, narobiłam wielki gar na 3 dni - to moja wariacja ni to zupy, ni potrawki w stylu lecza czy bardziej swojsko brzmiącego bigosu z cukini.
Ja to robię tak (podam  ilości, z których wyszło mi dobre 5 litrów, zawsze wszystkiego "na oko") :
- cukinie - 5 średniej wielkości  (obrać, pokroić w sporą kostkę, większe przerośnięte pestki usunąć)
-  papryka surowa - 2 czerwone, jedna żółta(mogą być zielone, białe, większa ilość jak kto lubi) - pokroić w małe paseczki
- 3 cebule
- Pół kg kiełbaski (jakiejkolwiek, byle się dobrze przysmażała, można dodać troszkę boczku na tzw. zapach)
- puszka pomidorów bez skórki lub koncentrat pomidorowy - to wersja dla leniwców jak ja,  bo powinny być pokrojone świeże pomidory bez skórek, w ilości przynajmniej 5 dużych

 I teraz tak : wszystko sobie pokroić(cukinię do dużego gara, reszta w pogotowiu na talerzach) i najpierw na dużej patelni smażymy kiełbaskę z cebulką, jak się dobrze zrumieni dodajemy paprykę, smażymy to trochę jeszcze i na koniec dodajemy pomidory czy koncentrat i przesmażamy jeszcze trochę.
  Następnie cała zawartość patelni ląduje do gara z cukinią, podlewamy trochę wodą przyprawiamy jak kto lubi(ja na pikantnie, więc daję sporo pieprzu, papryki ostrej w proszku, jakieś warzywka, maggi - co kto i jak lubi), przykrywamy i niech pyrka, aż cukinia zmięknie ( jakieś 8-10min). Radzę pilnować, bo czasem jak cukinia  mała i młoda, to szybciej dochodzi i przemieni nam się z uroczych kostek w efektowne błotko - ale też smaczne :) Jak ktoś nie chce mieć zapasu żarełka na 3 dni, to proporcje zmniejsza, chyba, że ma liczną rodzinkę :)
Smaczuś! Idę po dokładkę :) Tylko żeby starczyło na te trzy dni ... :/

Oczekując na finał EURO...

...liczę też na doprowadzenie dziś do finału tego czerwonego. Jak się uda, bo upał jak dla mnie nieludzki - będzie prezentacja :)